Polski rynek mieszkaniowy znajduje się w niebezpiecznym punkcie. Rekordowo wysokie ceny mieszkań, przekraczające możliwości finansowe wielu rodzin, windują programy rządowe wspierające zakup nieruchomości. Chociaż mają one na celu ułatwienie Polakom zdobycia własnego "M", prowadzą jedynie do zadłużania obywateli. Co gorsza, nierozważna polityka mieszkaniowa grozi załamaniem całego rynku w bliskiej przyszłości.
Zapaść na rynku mieszkaniowym
Polski rynek nieruchomości znajduje się w niezwykle trudnej sytuacji. Ceny mieszkań osiągnęły rekordowo wysokie poziomy, które dla wielu Polaków są już całkowicie nieosiągalne. Coraz więcej rodzin rezygnuje z marzeń o własnym mieszkaniu, gdyż ich budżety tego nie udźwigną. Jednocześnie rządowe programy mające wesprzeć zakup nieruchomości, takie jak tzw. kredyt 2%, paradoksalnie przyczyniają się do dalszego windowania cen. Prowadzą one bowiem do zadłużania obywateli i zwiększania popytu, co zachęca deweloperów do podnoszenia stawek. Taka sytuacja nie może skończyć się dobrze.
Nieodpowiedzialna polityka państwa względem rynku mieszkaniowego sprawia, że znajduje się on w niebezpiecznym punkcie. Z jednej strony ceny mieszkań rosną w zawrotnym tempie, z drugiej - coraz większa liczba Polaków jest zmuszona z nich rezygnować. Tak duża dysproporcja musi doprowadzić do kryzysu, jeśli rządzący nie zmienią swojego podejścia. Niestety na razie zmiany idą w odwrotnym kierunku, pogłębiając tylko problem.
Rosnące ceny i malejąca dostępność
W ostatnich latach średnie ceny metra kwadratowego mieszkań w Polsce wzrosły o kilkadziesiąt procent. Tylko w niektórych miastach, takich jak Wrocław czy Gdańsk, wzrost ten przekroczył 70%. Oznacza to, że przeciętna rodzina musi wydać o połowę więcej niż jeszcze 5 lat temu, by kupić podobne mieszkanie. Oczywiście w tym samym czasie dochody Polaków nie rosły w podobnym tempie. W efekcie maleje liczba osób, których stać na zakup własnej nieruchomości.
Jak wynika z danych Eurostatu, w 2015 roku aż 65% Polaków mieszkało we własnym mieszkaniu lub domu. W 2020 roku odsetek ten spadł do 60%. W kolejnych latach, przy utrzymujących się wysokich cenach, może on zejść nawet poniżej połowy. To pokazuje, jak szybko spada dostępność mieszkań dla przeciętnych obywateli.
Sztuczne podtrzymywanie popytu
W obliczu rosnących cen i spadającej zdolności nabywczej Polaków, rząd zamiast studzić rynek, postanowił dodatkowo go rozgrzać. Wprowadzając kolejne programy dopłat do kredytów hipotecznych, takie jak „Mieszkanie dla Młodych” czy „Kredyt 2%”, zachęca do zadłużania się i utrzymuje wysoki popyt. Tym samym daje sygnał deweloperom, by dalej podnosili ceny.
Tego typu działania rządu przypominają zachowanie narkomana. Zamiast leczyć chorobę, sięga po kolejną działkę, by chwilowo poprawić samopoczucie. Niestety efekty uboczne są opłakane. Coraz więcej osób popada w sidła zadłużenia, a bańka cenowa rośnie w oczach.
Rządowe programy mieszkaniowe to fałszywe lekarstwo, które jedynie pogłębia chorobę polskiego rynku nieruchomości.
Kupno mieszkania poza zasięgiem wielu rodzin
Rosnące w zawrotnym tempie ceny nieruchomości sprawiły, że dla wielu polskich rodzin zakup własnego mieszkania przestał być osiągalny. Tylko w ciągu ostatnich 5 lat średnia cena metra kwadratowego podskoczyła z około 5000 zł do ponad 8000 zł. Przy średnich zarobkach rzędu 5000 zł miesięcznie na głowę, oznacza to dramatyczny spadek dostępności mieszkań.
Jeszcze kilka lat temu typowa rodzina mogła pożyczyć 300-400 tysięcy i kupić niewielkie mieszkanie w jednym z większych miast. Dziś za podobne pieniądze może nabyć co najwyżej kawalerkę. A przy stale rosnących ratach kredytów hipotecznych, nawet to może okazać się nieosiągalne.
W rezultacie maleje odsetek Polaków posiadających własną nieruchomość. Jeszcze 6-7 lat temu było to około 65%, podczas gdy obecnie spadł poniżej 60%. Jeśli ceny dalej będą rosły w takim tempie, wkrótce własne mieszkanie stanie się dobrem luksusowym, na które stać będzie tylko niewielki odsetek społeczeństwa.
Marzenia a rzeczywistość
Wysokie ceny mieszkań powodują też inne, mniej wymierne problemy. Dla wielu Polaków posiadanie własnego „M” jest spełnieniem marzeń i kluczem do stabilizacji życiowej. Jeśli to marzenie staje się nieosiągalne, prowadzi to do rozczarowania i frustracji. Młodzi ludzie, nie mogąc kupić pierwszego mieszkania, odkładają decyzje życiowe, jak założenie rodziny.
Z badań wynika, że posiadanie własnej nieruchomości znacząco zwiększa poczucie bezpieczeństwa i stabilności. Odebranie tej możliwości dużej części społeczeństwa może mieć więc negatywne skutki psychologiczne i społeczne.
Czytaj więcej: Zaskakujące doniesienia: milion Rosjan swobodnie podróżuje po Europie
Rządowe programy wsparcia zadłużają Polaków
Chcąc poprawić dostępność mieszkań, rząd wprowadził szereg programów mających wesprzeć finansowanie zakupu własnej nieruchomości. Niestety większość z nich przynosi więcej szkody niż pożytku. Zamiast obniżać ceny, prowadzą one do windowania stawek i zadłużania obywateli.
Doskonałym tego przykładem jest program „Kredyt 2%”. Zakładał on dopłaty do kredytów hipotecznych na zakup pierwszego mieszkania. W rezultacie setki tysięcy Polaków, którzy wcześniej nie mogli sobie pozwolić na własną nieruchomość, nabyły zdolność kredytową. Jednak zamiast obniżyć ceny, spowodowało to ich dalszy wzrost, bo przy tak dużym popycie deweloperzy mogli śrubować stawki.
W efekcie większość beneficjentów programu kupiła mieszkania droższe niż planowała, a do tego mocno się zadłużyła. Zyskali natomiast sprzedający, dla których rządowa interwencja oznaczała wzrost zysków. Takie działania prowadzą więc do pogłębiania nierówności majątkowych w społeczeństwie.
Zadłużenie zamiast własności
Paradoksalnie więc programy mające ułatwić zakup mieszkań często prowadzą do zadłużenia zamiast do własności. Dopłaty podwyższają bowiem ceny rynkowe i zmuszają beneficjentów do brania wyższych kredytów hipotecznych, by sfinalizować transakcje. W rezultacie zamiast tanich mieszkań na własność otrzymują wysoko oprocentowane długi.
Co gorsza, wysokie zadłużenie sprawia, że nabywcy nieruchomości z programów są bardziej narażeni na problemy finansowe w przyszłości. Wystarczy gwałtowny wzrost stóp procentowych, by ich raty przestały być obsługiwane. Wówczas marzenie o własnym „M” może zamienić się w koszmar eksmisji i bankructwa.
Nieodpowiedzialne zarządzanie rynkiem nieruchomości
Obecna sytuacja na polskim rynku mieszkaniowym to efekt wieloletnich zaniedbań i błędów w prowadzonej polityce nieruchomościowej. Zarówno poprzednie rządy, jak i obecny gabinet nie potrafiły wdrożyć rozsądnych, długofalowych rozwiązań, które urealniłyby ceny i zwiększyły dostępność mieszkań.
Polityka kolejnych ekip sprowadzała się głównie do doraźnych działań osłonowych, jak wspomniane programy dopłat do kredytów. Choć miały one wesprzeć rynek, to w rzeczywistości go destabilizowały, prowadząc do wzrostu cen i zadłużenia obywateli. Rządzący woleli łagodzić objawy zamiast leczyć przyczyny kryzysu.
W efekcie mamy do czynienia z sytuacją, gdy mieszkania z roku na rok są coraz droższe i trudniej dostępne, a bańka cenowa rośnie w oczach. Jeśli w najbliższym czasie nie zostaną podjęte odważne, systemowe reformy, może dojść do bolesnego załamania na rynku nieruchomości.
Brak wizji i konsekwencji
Główną przyczyną obecnego kryzysu jest brak wizji i konsekwencji w prowadzeniu polityki mieszkaniowej. Rządzący nie mają odwagi powiedzieć społeczeństwu, że ceny mieszkań muszą spaść. Zamiast tego próbują je sztucznie podtrzymywać, co prowadzi do patologii.
Potrzebne jest przeprowadzenie bolesnej, lecz koniecznej terapii. Należy zmierzyć się z głównymi bolączkami rynku, jak niedobór gruntów pod budowę, brak tanich kredytów hipotecznych czy szara strefa w obrocie nieruchomościami. To trudne reformy, ale inaczej czeka nas tylko pogłębianie patologii. Niestety na razie nie widać odwagi politycznej do takich działań.
Przyszłość rynku mieszkaniowego pod znakiem zapytania
Patrząc na obecną sytuację na rynku nieruchomości w Polsce, trudno optymistycznie patrzeć w przyszłość. Rekordowo wysokie i wciąż rosnące ceny mieszkań w połączeniu ze spadającą zdolnością nabywczą Polaków, muszą doprowadzić do kryzysu. Pytanie tylko, kiedy on nastąpi i jak bolesny będzie
Podsumowanie
Przeczytany artykuł porusza niezwykle istotny i niepokojący temat sytuacji na polskim rynku nieruchomości. Autor przedstawia przekonujące argumenty, że znajduje się on obecnie w bardzo trudnym, wręcz kryzysowym położeniu. Rekordowo wysokie ceny mieszkań, które systematycznie rosną, przy malejących zarobkach Polaków, powodują dramatyczny spadek dostępności własnego "M" dla przeciętnych obywateli.
Co gorsza, zdaniem autora, próby łagodzenia sytuacji przez kolejne rządy, w postaci programów wspierających zakup mieszkań, tak naprawdę ją pogarszają. Zamiast obniżać ceny, prowadzą one do windowania stawek i zadłużania społeczeństwa. Tym samym tworzy się swoista bańka cenowa, która prędzej czy później musi pęknąć.
Autor nie pozostawia złudzeń - jego zdaniem polski rynek nieruchomości zmierza w kierunku poważnego kryzysu. Jeśli rządzący nie zaczną prowadzić odpowiedzialnej i rozważnej polityki mieszkaniowej, zmierzającej do realnego ułatwienia zakupu mieszkań przez Polaków, zapaść jest nieunikniona.
Mimo pesymistycznej wymowy, artykuł stanowi cenny głos w dyskusji na temat przyszłości polskiego rynku mieszkaniowego. Z całą pewnością zawarte w nim opinie i spostrzeżenia warto wziąć pod uwagę.